

LAKE & boat no.1
Czerwona wyspa chce dotknąć słońca
Zmienia się w żar codziennie bez końca
Trawa jest czarna lub purpurowa
Łódka wciąż pływa bo żem nie schował
Złociste drzewa widać z oddali
Pachną ciepłą jesienią starzec się żalił
Chciałby tam wrócić tylko to pamięta
Piękna ta wyspa chociaż przeklęta
Zabrała pamięć i już nie odda
Była zbyt piękna gorąca i dobra
SICK NO.2
Mały biały pokój przestrzeń bezcenna
Bezsenna pokrętna zła i przeklęta
Od początku do końca zostanie na zawsze
Można ją stłamsić zagłaskać to straszne
Bo wstanie i odda czasami przyjemnie
Kto widział te oczy nie zaśnie bezsennie
Dogłębnie i mocno przeszyje do woli
Jej a nie twojej Twoich paranoi
Piękne choć brzydkie brzydkie choć piękne
Diabeł to widzi zatrze brudne ręce
Lub zatrzesz co widzisz widzisz co nie widzisz
Budzisz sie zasypiasz juz nje wiesz w tej chwili
Wszystko sie miesza zmiesza cie dogłębnie
Trzecie czarne oko przeszyło ci serce


PINK LAGOON NO.3
Wypłynął statek piękny i wielki
Z białymi żaglami popiersiem syrenki
Opływał morza cumował w portach
Jego kapitan tak wiele oglądał
Lecz chciał coś więcej bo szukał laguny
Tej z opowieści piratów fortuny
Wciąż szukał choć starzał się w szybkim tempie
Bo rumu codziennie wypijał butelkę
Aż w jednej w końcu znalazł to złoto
Mapę do świata co szukał ochoczo
Cumy wyrzucił żagle rozstawił
Wpłynął z portu załogę zostawił
Chciał złoto dla siebie a pływać to umiał
Sztorm łajba tak bujał bardzo się zdumiał
Gdy statek roztrzaskał zły los go zastał
Żebra mu potrzaskał prosił bądź losie łaskaw
Gdy burza minęła przed oczami stanęła
Mu chwila śmierci lecz widok był piękny
Zimny czy ciepły ? Dobry czy przeklęty
Konieczny czy zbędny? Czysty czy mętny?
HOLIDAYS 201?R.
W lasach dziwne działy się rzeczy
Błąkały się zjawy by wiedźmy cieszyć
Siedziało pięćdziesiąt kotów nad rzeką
Miałczalo i wyło do siebie o mleko
W tym jednym lesie co malowałem
Topiłem się w rzece tej samej tej małej
Gdzie wiatry cieple w gąszczach szumiały
Zimne zimy śniegiem las przykrywały



FLOWERS NO.5
Kwiatów stado stało w wazonie
Dopóki miały to piły na zdrowie
Potem schły bo wszystko wypiły
Głowy swe ciężkie niżej nosiły
Spadały im płatki tym słabszym w kolejce
Pierwszym silniejsze padały późniejsze
Tańczyły taniec w swej ostatniej agonii
Pytały w boleściach kto na to pozwolił
Kto ich nie napoił dlaczego i czemu
Bo były stare niepotrzebne jej jemu
Wspomniały swe życie piękne się wydało
Przy tej boleści co je spotkało
Pamiętam jak rosłem na polu skowronki
Wróbelki śpiewały piszczały dzwonki
motylki latały burczały bąki
świerszcze cwierkaly cykady drapały
Wspominał kwiat jak był tak mały
Spadł płat ostatni na stolik czerwony
Podzielił swój żywot na cztery strony
ACT NO.6
Arcydziełem to nazywali
bo ktoś powiedział że ktoś inny to chwalił
A tamten zachwalał że to jest najlepsze
Że ktoś inny zapłacił jak za złoto i jeszcze
Inni mówili że gdzieś to widzieli
gdzieś na salonach a przy niedzieli
W świątyni z ambony padło słów parę
że każdy kto ma to będzie żył w chwale
A jeszcze inni tą sztukę nagą
chwalą że motywuje do walki z nadwagą
A co z jej wagą ogromna i wielka
ponoć widzieli ja kiedyś u prezydenta
I sam prezydent w wywiadzie wspomniał
oczywiście pochwalę bo to rzecz dobra
A mała plotka starczyła by w chwale
Papież okrzyknął święta za krótkich dni parę
Nikt o tym nie wiedział że dobra reklama
z tego malarza zrobiła pana
Okrył on prawdę akt sztuki wspaniałej
Jej pokaz zakończył się wielkim balem
Zwojował świat został sztuki mecenasem i katem
A tak naprawdę to tylko gówno obsypał brokatem


PALMS OVER SUNSET NO.7
Śpiewali szanty o pięknej plaży
piraci szkaradni , korsarze bez skazy
Podobno piwa tam leją bez końca
i to za darmo a ile słońca
Tam świeci codzień a noce są ciepłe
czerwone i piękne jeszcze polejcie
Kobiety kochają tam wszystkich piratów
korsarzy, bawiarzy , wszystkich kamratów
Tańców swawoli i głośnej harmonii
z gitarą bez końca także do woli
I żadnej niewoli też już tam nie ma
niewolnik nie klnie pięknie tam śpiewa
Klepie kapitan tam po ramieniu
i mówi nie będę wam kazał już sprzątać chlewu
Będę wam płacił ile zechcecie
ale tylko po co jak darmo tu jecie
Piękne marzenia są o tej wyspie
cieplutkiej gdzie kamienie ogniste
Prosto z wulkanu osrebrza woda
chłodna i słodka z dala purpurowa
Ileż o tej wyspie jest pięknych pieśni
o raju pirackim tak dużo treści
Żeby tam trafić trzeba być tylko piratem
oddać życie za flagę pod którą pływa statek
WIND, TREES, JAPAN NO.8
W taki chłód nawet gorące słońce wieczora
Staje się tak zimne że pragnę się schować
Pod koc gdzie jest ciepło gdzie wiatru nie ma
Co smaga policzki skórę jak mieczem rozdziera
Woda tak zimna ostatkiem nie zamarza
Mimo to wiśnia staje się twarda
Jej korą zamarza nie owocuje
Zimowych pszczół nie ma nie wykiełkuje
Nowe nasionko a jak powstała
ta wiśnia co rośnie tu przy tych skałach
Czy ktoś ją posadził czy spadła sama
Pestka wypluta gdzieś przez korsarza
Mróz no i wilgoć mgłę pragnie stwarzać
Rozszerza horyzont to strasznie zawadza
Wpada więcej światła co zwęża powieki
To co teraz widzę farba utrwalę na wieki



VOLCANO NO.9
Kwiatów stado stało w wazonie
Dopóki miały to piły na zdrowie
Potem schły bo wszystko wypiły
Głowy swe ciężkie niżej nosiły
Spadały im płatki tym słabszym w kolejce
Pierwszym silniejsze padały późniejsze
Tańczyły taniec w swej ostatniej agonii
Pytały w boleściach kto na to pozwolił
Kto ich nie napoił dlaczego i czemu
Bo były stare niepotrzebne jej jemu
Wspomniały swe życie piękne się wydało
Przy tej boleści co je spotkało
Pamiętam jak rosłem na polu skowronki
Wróbelki śpiewały piszczały dzwonki
motylki latały burczały bąki
świerszcze cwierkaly cykady drapały
Wspominał kwiat jak był tak mały
Spadł płat ostatni na stolik czerwony
Podzielił swój żywot na cztery strony
BLOOMING LOVE NO.10
Mały biały pokój przestrzeń bezcenna
Bezsenna pokrętna zła i przeklęta
Od początku do końca zostanie na zawsze
Można ją stłamsić zagłaskać to straszne
Bo wstanie i odda czasami przyjemnie
Kto widział te oczy nie zaśnie bezsennie
Dogłębnie i mocno przeszyje do woli
Jej a nie twojej Twoich paranoi
Piękne choć brzydkie brzydkie choć piękne
Diabeł to widzi zatrze brudne ręce
Lub zatrzesz co widzisz widzisz co nie widzisz
Budzisz sie zasypiasz juz nje wiesz w tej chwili
Wszystko sie miesza zmiesza cie dogłębnie
Trzecie czarne oko przeszyło ci serce


GOLDEN TREE'S BARK NO.11
Wypłynął statek piękny i wielki
Z białymi żaglami popiersiem syrenki
Opływał morza cumował w portach
Jego kapitan tak wiele oglądał
Lecz chciał coś więcej bo szukał laguny
Tej z opowieści piratów fortuny
Wciąż szukał choć starzał się w szybkim tempie
Bo rumu codziennie wypijał butelkę
Aż w jednej w końcu znalazł to złoto
Mapę do świata co szukał ochoczo
Cumy wyrzucił żagle rozstawił
Wpłynął z portu załogę zostawił
Chciał złoto dla siebie a pływać to umiał
Sztorm łajba tak bujał bardzo się zdumiał
Gdy statek roztrzaskał zły los go zastał
Żebra mu potrzaskał prosił bądź losie łaskaw
Gdy burza minęła przed oczami stanęła
Mu chwila śmierci lecz widok był piękny
Zimny czy ciepły ? Dobry czy przeklęty
Konieczny czy zbędny? Czysty czy mętny?
FATAMORGANA NO.12
W dzienniku zapisał podróżnik tak wielki
Której pustyni tak zwiedzał odmęty co stopy mu wypalały
Złote jej ścieżki znów się zasypały co wydeptały
Te dromadery araby z Arabii tak cieplej tak suchej
Że liść tu usycha wszystko tu wzdycha a potem zdycha
Z ciepła z gorąca bo jest tu gorąco jak kotle piekielnym
Choć ciepłym i pięknym bo te promienie słońca
Tak otulają zabierają w otchłań tak miła przyjazna
Czy to mnie dziś spotka? Lecz mała stokrotka
Zielona malutka wychodzi spod piasku widzę jego piórka
Gołąbka co leci przy słońcu tym miłym nie wierzę rzeka
Oaza tej chwili pragnąłem tak długo zatopić się w rzece
I napić jej słodkiej wody pod palmą już lecę
Kokosa zerwać banana z małpami skosztować
W tym cieniu tak pięknym go chwalił złapał piasek w zęby
Mówią oszalał kolejny pomyślał oaza to fatamorgana



SUN IN THE WATER NO.13
Wody głębokie słone i czarne w dzień je rozświetla te słońce marne
Które jest ważne tylko na chwilę gdy pali się grzeje a na noc ginie
W odmętach wody wody szkaradnej bez słońca czarnej wody nieładnej
Wody co przez nie koloru nabiera błękitu i żaru pięknego nieba
Choć niebo bez niego też jest dość marne czarne i głuche trochę szkaradne
Ono maluje morze gdy płynę
FLAME NO.14
Płomień rozświetli te czarne odmęty komnaty zamku mury te wielkie
Pomoże zawsze i wskaże drogę choć czasem wspomoże też szkodę
Spali za dużo niźli powinien ludzi zwierzęta przyrodę zabije
Ale nie wińmy niego samego on jest bezbronny dla niejednego
Jeżeli tylko ktoś zły mu pomoże roznieci go w lesie albo w oborze
W cieplutkim polu sianem pachnącym świeżo skoszonym skąpanym słońcem
Zapali wszystko i się roznieci mały bezbronny nawet dla dzieci
Na całym świecie kto jak używa czyni nim dobro albo zabija


eye no.15
Spojrzałem w oczy niebieskie zielone
rozbiło mi życie na jedną stronę
Rzuciło dobre na drugą gorsze
i połączyło wszystko tym kosztem
Że wyszła dusza z ciała tej nocy
łapałem ją wtedy bardzo ochoczo
Bo chciała uciec w inne krainy
krainy dobra zła lecz w tej chwili
Ktoś złapał myśliciela który to głosił
wrzucił go w dyby a on przeprosił
Za filozofię i swoje nauki
bali się go starzy bali się głupi
Brodę obcięli wsadzili w beczkę
zepchnęli z góry na koniec jeszcze
Jak buty z ołowiu mu zakładali
wrzucali w rzekę krzyknął z oddali
Mądre trzy słowa co zmienić świat mogły
lecz zagłuszyły go dziadów modły
By czarownika nie filozofa
wrzucił Bóg do piekła ich proźba ochocza
moonlight no.16, 17, 18
Plaża tak wielka wyspa tak wielka
tak piękna nieskazitelna
Pisali pisarze barwili malarze
opowieści gadali bawiarze
Śpiewali pieśniarze bajki bajarze
pacynki strugali lalkarze
Choć była tak wielka nikt jej nie pamięta
przepadła dawno w odmętach
Spotkała ją szkoda jej piękna uroda
spoczywa w głębokich wodach
Złote wodospady palmy i liany
jej los został dawno przelany
Bananowce banany wszystkim zabrany
zakątek bardzo lubiany
Stworzona przez Boga tak bardzo jej szkoda
nie stanie tam żadna noga



dreamcore no.19
Otworzył oczy na wyspie czerwonej
oczy przeszklone czarno brązowe
Zobaczył księżyc gwiazdy fioletowe
niebo przeszklone niebo czerwone
Krwią z chmur spływało do rzeki kapało
do ziemii wlało głębiej wpływało
Podnieść się chciał lecz ciało zdrętwiało
ziemi dotykało rzeki się bało
Nieba wołało które świat mgłą okrywało
czucie zabrało krwi więcej chciało
W jednym momencie czucie oddało
głośno wołało wstawać kazało
Spojrzał w horyzont wyspy czerwonej
od palm fioletowej od piasku brązowej
Księżyc oślepiał oczy mu brązowe
od krwi czerwone mocno zmrużone
Nogi mu samo wyprostowało
iść mu kazało przed siebie kazało
Ciężar snu pokazało przyzwyczajało
że będzie mu mało
Krainy której tak wielu nie chciało
tak wielu chciało mu ukazało
oczy zmęczone będzie zamykało
czy otwierało nie powiedziało
Nigdy więcej się już nie odezwało
chodzić kazało po wieki (milczało)
pr. holland no.20
Jezioro wielkie było pradawne
Głębokie długie zimne i czarne
Mieszając się z błotem na ziemię wylało
Drzewa kamienie pola zalało
Bagna stwarzało wszystko zniszczało
Przez lata zwierzynie Bory stwarzało
Rosły w tym czasie bagna pradawne
Osuszać je chcieli lecz długo na marne
Pod ziemią pod zamkiem dalej jest jezioro
Choć osuszyli Holendrzy wszystko w około
Dokopać się nie da jest za głęboko
Zostań tam wodo topić nas po co?


fairy tree no.21
Pod drzewem bajkowym gruszki leżały
Latały Motyle trzmiele i ptaszki ćwierkały
Pijacy śpiewali siedząc i dużo pijąc
Pies na nie nasikał przed słońcem się kryjąc
Ktoś domek zbudował na drzewie dla dzieci
Ktoś pod nie wyrzucał całe wory śmieci
Na wojnie wisielca tam kazali powiesić
By straszył wrogów a swoich miał cieszyć
Wiewiórki gniazda w dziupli budowały
Dzieci gałęzie łamały korę wyrywały
Para narzeczonych pod nim się całowała
On ją rozebrał a ona w cieniu mu się oddała
Żyło tak drzewo wschody zachody oglądało
Na ludzi coraz większe z góry spoglądało
Wiedzę ogromną o świecie tak zdobyło
Ale na co to mu i nam skoro nic nie mówiło


FALSE ANGELS NO.25
Do ognia wiedźma sypnęła garść potasowej soli
Płomień przybrał fioletową barwę kot się niepokoi
Mówiąc zaklęcie zapaliła absynt w tym samym kolorze
Krzywiąc się strasznie Wypiła krzyknęła o Boże
Rozlała na ziemię z ognia pokazał się anioł piękny
Ale upadły uśmiechnął się do niej szczerząc zęby
Skłonił się nisko mówi proś o co chcesz do woli
Dusze ci zabiorę ale nie będzie końca swawoli
Chce wyjść za księcia wypowiedziała swe życzenie
Powiedział proszę ja jestem księciem dusza była w cenie
Oszukał mądrą wiedźmę w sekundę diabeł wstrętny
Urodziła mu wiele dzieci co niszczyły świat piękny

windy night no.30
Co to za pora wiało za mocno żeby to wiedzieć ciemną porą nocną
Drzewa to czuły wiało tak mocno chmury zgarniało pękały głośno
To obraz tego utrwalonego wspomnienia sam nie wiem kogo czyjegoś westchnienia
Melancholii bolesnej lub miłej nostalgii z myślami wspomnień tej długiej walki
Barwy księżyca zimny kolor topiły zatopił się doszczętnie w tej dawnej chwili


red sun no.31
Ogniste słońce paliło pole
i chłopów na nim co w robocie przeżywali niedole
Jeden westchnął panie mój miły
daj nam choć chleba klęknął w jednej chwili
Pan spojrzał na niego i Biczem go przeszył
lecz drugi przyszedł i chłopa pocieszył
Jeszcze godzina słońce zachodzi
pracujmy nie jest tak ciężko dopóki jesteśmy młodzi
CACTI NO.32
W lasach dziwne działy się rzeczy
Błąkały się zjawy by wiedźmy cieszyć
Siedziało pięćdziesiąt kotów nad rzeką
Miałczalo i wyło do siebie o mleko
W tym jednym lesie co malowałem
Topiłem się w rzece tej samej tej małej
Gdzie wiatry cieple w gąszczach szumiały
Zimne zimy śniegiem las przykrywały


STRANGELY CALM NO.33
Wypłynął statek piękny i wielki
Z białymi żaglami popiersiem syrenki
Opływał morza cumował w portach
Jego kapitan tak wiele oglądał
Lecz chciał coś więcej bo szukał laguny
Tej z opowieści piratów fortuny
Wciąż szukał choć starzał się w szybkim tempie
Bo rumu codziennie wypijał butelkę
Aż w jednej w końcu znalazł to złoto
Mapę do świata co szukał ochoczo
Cumy wyrzucił żagle rozstawił
Wpłynął z portu załogę zostawił
Chciał złoto dla siebie a pływać to umiał
Sztorm łajba tak bujał bardzo się zdumiał
Gdy statek roztrzaskał zły los go zastał
Żebra mu potrzaskał prosił bądź losie łaskaw
Gdy burza minęła przed oczami stanęła
Mu chwila śmierci lecz widok był piękny
Zimny czy ciepły ? Dobry czy przeklęty
Konieczny czy zbędny? Czysty czy mętny?
COPY - EDGAR DEGAS GREEN Dancer 1879 no.34
W lasach dziwne działy się rzeczy
Błąkały się zjawy by wiedźmy cieszyć
Siedziało pięćdziesiąt kotów nad rzeką
Miałczalo i wyło do siebie o mleko
W tym jednym lesie co malowałem
Topiłem się w rzece tej samej tej małej
Gdzie wiatry cieple w gąszczach szumiały
Zimne zimy śniegiem las przykrywały



FLOWERS NO.5
Kwiatów stado stało w wazonie
Dopóki miały to piły na zdrowie
Potem schły bo wszystko wypiły
Głowy swe ciężkie niżej nosiły
Spadały im płatki tym słabszym w kolejce
Pierwszym silniejsze padały późniejsze
Tańczyły taniec w swej ostatniej agonii
Pytały w boleściach kto na to pozwolił
Kto ich nie napoił dlaczego i czemu
Bo były stare niepotrzebne jej jemu
Wspomniały swe życie piękne się wydało
Przy tej boleści co je spotkało
Pamiętam jak rosłem na polu skowronki
Wróbelki śpiewały piszczały dzwonki
motylki latały burczały bąki
świerszcze cwierkaly cykady drapały
Wspominał kwiat jak był tak mały
Spadł płat ostatni na stolik czerwony
Podzielił swój żywot na cztery strony
HOLIDAYS 201?R.
W lasach dziwne działy się rzeczy
Błąkały się zjawy by wiedźmy cieszyć
Siedziało pięćdziesiąt kotów nad rzeką
Miałczalo i wyło do siebie o mleko
W tym jednym lesie co malowałem
Topiłem się w rzece tej samej tej małej
Gdzie wiatry cieple w gąszczach szumiały
Zimne zimy śniegiem las przykrywały



FLOWERS NO.5
Kwiatów stado stało w wazonie
Dopóki miały to piły na zdrowie
Potem schły bo wszystko wypiły
Głowy swe ciężkie niżej nosiły
Spadały im płatki tym słabszym w kolejce
Pierwszym silniejsze padały późniejsze
Tańczyły taniec w swej ostatniej agonii
Pytały w boleściach kto na to pozwolił
Kto ich nie napoił dlaczego i czemu
Bo były stare niepotrzebne jej jemu
Wspomniały swe życie piękne się wydało
Przy tej boleści co je spotkało
Pamiętam jak rosłem na polu skowronki
Wróbelki śpiewały piszczały dzwonki
motylki latały burczały bąki
świerszcze cwierkaly cykady drapały
Wspominał kwiat jak był tak mały
Spadł płat ostatni na stolik czerwony
Podzielił swój żywot na cztery strony
SICK NO.2
Mały biały pokój przestrzeń bezcenna
Bezsenna pokrętna zła i przeklęta
Od początku do końca zostanie na zawsze
Można ją stłamsić zagłaskać to straszne
Bo wstanie i odda czasami przyjemnie
Kto widział te oczy nie zaśnie bezsennie
Dogłębnie i mocno przeszyje do woli
Jej a nie twojej Twoich paranoi
Piękne choć brzydkie brzydkie choć piękne
Diabeł to widzi zatrze brudne ręce
Lub zatrzesz co widzisz widzisz co nie widzisz
Budzisz sie zasypiasz juz nje wiesz w tej chwili
Wszystko sie miesza zmiesza cie dogłębnie
Trzecie czarne oko przeszyło ci serce


PINK LAGOON NO.3
Wypłynął statek piękny i wielki
Z białymi żaglami popiersiem syrenki
Opływał morza cumował w portach
Jego kapitan tak wiele oglądał
Lecz chciał coś więcej bo szukał laguny
Tej z opowieści piratów fortuny
Wciąż szukał choć starzał się w szybkim tempie
Bo rumu codziennie wypijał butelkę
Aż w jednej w końcu znalazł to złoto
Mapę do świata co szukał ochoczo
Cumy wyrzucił żagle rozstawił
Wpłynął z portu załogę zostawił
Chciał złoto dla siebie a pływać to umiał
Sztorm łajba tak bujał bardzo się zdumiał
Gdy statek roztrzaskał zły los go zastał
Żebra mu potrzaskał prosił bądź losie łaskaw
Gdy burza minęła przed oczami stanęła
Mu chwila śmierci lecz widok był piękny
Zimny czy ciepły ? Dobry czy przeklęty
Konieczny czy zbędny? Czysty czy mętny?
HOLIDAYS 201?R.
W lasach dziwne działy się rzeczy
Błąkały się zjawy by wiedźmy cieszyć
Siedziało pięćdziesiąt kotów nad rzeką
Miałczalo i wyło do siebie o mleko
W tym jednym lesie co malowałem
Topiłem się w rzece tej samej tej małej
Gdzie wiatry cieple w gąszczach szumiały
Zimne zimy śniegiem las przykrywały



FLOWERS NO.5
Kwiatów stado stało w wazonie
Dopóki miały to piły na zdrowie
Potem schły bo wszystko wypiły
Głowy swe ciężkie niżej nosiły
Spadały im płatki tym słabszym w kolejce
Pierwszym silniejsze padały późniejsze
Tańczyły taniec w swej ostatniej agonii
Pytały w boleściach kto na to pozwolił
Kto ich nie napoił dlaczego i czemu
Bo były stare niepotrzebne jej jemu
Wspomniały swe życie piękne się wydało
Przy tej boleści co je spotkało
Pamiętam jak rosłem na polu skowronki
Wróbelki śpiewały piszczały dzwonki
motylki latały burczały bąki
świerszcze cwierkaly cykady drapały
Wspominał kwiat jak był tak mały
Spadł płat ostatni na stolik czerwony
Podzielił swój żywot na cztery strony
HOLIDAYS 201?R.
W lasach dziwne działy się rzeczy
Błąkały się zjawy by wiedźmy cieszyć
Siedziało pięćdziesiąt kotów nad rzeką
Miałczalo i wyło do siebie o mleko
W tym jednym lesie co malowałem
Topiłem się w rzece tej samej tej małej
Gdzie wiatry cieple w gąszczach szumiały
Zimne zimy śniegiem las przykrywały





